środa, 8 sierpnia 2012

Czwarta historia

Czy myślałem o śmierci? Tak, ale nie w kontekście siebie i swoich najbliższych. Śmierć otaczała mnie, ale tak boleśnie dotknęła 4 miesiące temu.

           Miałaś 23 lata, kruczoczarne włosy i promienny uśmiech. W oczach gościła radość i chęć do życia. Nieustannie się uśmiechałaś i tym uśmiechem zaraziłaś mnie. Znaliśmy się 7 lat, nasza miłość zawiodła nas przed ołtarz w twoim rodzinnym miasteczku. Tak wyobrażałem sobie ten najważniejszy dzień. Ty w śnieżnobiałej sukni, z bukietem białych róż, ja w czarnym garniturze. Złożyliśmy przysiegę małżeńśką, której towarzyszyły łzy naszych mam i babć. Ty nie płakałaś, ty tak jak zawsze śmiałaś się bez końca. Później przyszło wesele. Człowiek chyba nigdzie na bawi się tak dobrze jak na własnej zabawie weselnej. Na początku wirowaliśmy razem na parkiecie, nie mogąc nacieszyć się tym, że już jesteśmy małżeństwem. Później wędrowaliśmy z rąk do rąk. Obtańczyłaś wszystkich wujków i kolegów z drużyny, ja ich towarzyszki. Ani na moment uśmiech nie schodził z naszych twarzy. To był nasz dzień, nasz czas i miałem nadzieję, że nigdy się on nie skończy, ale przecież wszystko co dobre znika bezpowrotnie. Zaczęliśmy wspólne życie w Bełchatowie. Grałem w tamtejszym klubie, ty studiowałaś zaocznie w na Politechnice w Łodzi. Mieliśmy wiele marzeń, a wśród nich to najważniejsze-dziecko. Pracowaliśmy nad tym intensywnie...

~*~

           Minął rok od naszego ślubu. Zaplanowaliśmy na ten dzień szereg atrakcji, a najważniejszą z nich miałabyć kolacja w naszym mieszkaniu. Wszystko przygotowywałaś sama, ja miałem kupić tylko odpowiednie wino. Nie musiałem tego robić. Gdzieś w dolnej komodzie stała butelka włoskiego alkoholu, który dostałem już jakiś czas temu od Sebastiana Świderskiego. Uznałem, że lepszej okazji nie będzie. Prosiłaś bym założył coś eleganckiego, sama zniknęłaś w łazience. Ostatnio dość często widywałem cię w rozciągniętych swetrach i dresach. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, bo sam w zaciszu domowych lubiłem chodzić w wygodnych koszulkach i dresowych spodniach. Dzisiejszy wieczór miał być inny, dlatego założyłem czarną koszulę w paski i ciemne jeansy. Całości dopełniły pantofle i kilka kropel ulubionych perfum. Wyszedłem z naszej sypialni z bukietem wcześniej kupionych róż. Ty jeszcze przygotywałaś się w łazience. Usiadłem przy stole, zapaliłem kilka świec i czekałem. W mieszkaniu panował półmrok, a do salonu dochodziła lekka smuga światła zapalonego właśnie w łazience. Długo nie musiałem czekać, bo po chwili światło zgasło, a ty pojawiłaś się w salonie. Zapaliłaś światło, a ja zaniemówiłem. Włosy kaskadami loków opadały ci na ramiona, które były odkryte za sprawą sukienki, którą nałożyłaś. Wyglądałaś w niej zjawiskowo, ale moją uwagę przykuło coś zupełnie innego. Twój brzuch. Przy dość mocno dopasowanej sukiencie odznaczał się wyraźnie. Chyba zauważyłaś, że przyglądam się mu ze zdziwieniem bo przejechałaś po nim dłonią i poprosiłaś mnie do siebie. Bez wahania zrobiłem to o co mnie prosiłaś. Wręczyłem ci kwiaty i złożyłem delikatny pocałunek na ustach.
-Też ma coś dla ciebie.- wyciągnęłaś w moim kierunku pudełeczko. Zdjąłem nakrycie i w mig pojąłem twój wygląd i jego zawortość. W pudełku znalezłem parę dziecięcych bucików. Oczy momentalnie zwilgotniały, a dłonie powędrowały na brzuszek.
-Jestem najszczęśliwszym człowiek na ziemi.- porwałem ją w ramiona i zamiast do stołu zaniosłem do sypialni. Położyłem delikatnie na satynowej pościeli i nakryłem swoim ciałem. Odnalazłem drogę do ust, składając w między czasie pocałunki na odkrytych ramionach. Powoli pozbywałem się twoje garderoby. Kiedy już leżałaś przede mną w samej bieliźnie skupiłem się na brzuszku. Składałem na nim pocałunki, głaskałem i przykładałem głowę.
-Kocham was najmocniej na świecie.-mówiłem znów łamiącym się głosem.
-My ciebie też panie Bąkiewicz...

~*~

           Pierwsze Bożenarodzenie z Ewunią minęło nam pod znakiem przeziębienia małej. Już od Wigilii była jakaś nieswoja, ale dopiero w drugi dzień świąt pojawiła się temperatura. Wróciliśmy z rodzinnego spotkania u moich rodziców i staraliśmy się zapanować nad rosnącą gorączką. Szukałaś jakiś proszków na zbicie temperatury, a ja spacerowałem po pokoju, próbując uspokoić płaczącą Ewcię.
-Cichutko skarbie...-całowałem jej czółko, które było mocno rozpalone. Nic dziwnego, skoro tempetatura wynosiła już prawie 39 stopni.
-Michał jedziemy na pogotowie!- masz rację. Nie ma na co czekać. Ubraliśmy naszą córeczkę i zeszliśmy do samochodu. Ty kierowałaś, bo ja razem z ojcem i braćmi wypiłem kilka kieliszków wódki. Z Ewunią w ramionach usiadłem na tylnim siedzeniu. Mała zasnęła, ale oddychała dość niespokojnie. Jechałaś na tyle szybko, na ile pozwalały na to warunki atmosferyczne. Dojeżdzaliśmy do skrzyżowania, kiedy z na przeciwka wyjechał jakiś samochód. Próbowałaś uciec na pobocze, wpadliśmy w poślizg. Samochód w coś uderzył, przechylił się. Trzymając mocno w ramionach Ewę, uderzyłem o coś głową. Zrobiło się ciemno, przeraźliwie ciemno...

Śmierć nadeszła w najmniej oczekiwanym momencie. Zginęłaś na miejscu tamtego wypadku, ja z Ewą wyszliśmy z tego bez większych uszkodzeń. Lekarz mówił, że zasłoniłem małą swoim ciałem, ale też uderzenie skierowane było głównie w miejsce gdzie siedziałaś ty i próbowałaś temu wypadkowi zapobiec. Mam do siebie ogromny żal, że to nie ja prowadziłem ten samochód. Nie twierdzę, że zdołałbym ustrzec nas od tego wypadku. Po prostu chciałbym być na twoim miejscu. Chciałbym, żebyś nadal mogła się uśmiechać. Chciałbym, że twoje czarne włosy lśniły w letnim słoncu kiedy będziesz biegła po plaży. Chciałbym, żebyś tu była i pokazywała Ewie jak pięknie można przejść przez życie z uśmiechem na ustach. Nie wiem czy ja będę potrafił. Nie umiem śmiać się tak jak kiedyś odkąd nie ma przy mnie ciebie. Zdarza mi się coraz częściej odpływać myślami, niejednokrotnie uronić łzę. Trzymam się tylko i wyłącznie dla naszej córki, która ma już 3 lata i śmiało wkracza w kolejny etap rozwoju. Tak jak mówiłaś, jest moim odbiciem, ale charakter odziedziczyła po tobie. Rzadko grymasi i przyjmuje wszystko bez większych problemów. Poświęcam jej cały swój wolny czas, zabieram na mecze. Uczę się na nowo życie. Bez ciebie Agatko...
~*~
Zauważyłam pewną prawidłowość pisania tych historii. Co druga historia kończy się jakoś przygnębiająco. Dlaczego akurat wybieram do nich takich bohaterów? To taki impuls. Nie wykluczam, że w święta coś tutaj się pojawi. 
Tą notkę dedykuję dwóm osobom. Tajemnicza i Tea-ta notka z myślą o Was i doskonale wiecie dlaczego ;)
Pozdrawiam ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz